Mała piętnastka...
Opisywać/ recenzować spektakle można na wiele sposobów. Jedno jest pewne - należy dostosować język do tematu, odbiorcy tekstu i miejsca, w którym relacja ma się znaleźć. I choć zazwyczaj język naszych relacji jest sprawozdawczy raczej niż osobisty, tym razem będzie inaczej. Musi być.
Zasiadając na widowni Wałeckiego Centrum Kultury 29 października poczułam w pierwszej chwili, że spektakl „Mała Piętnastka – legendy pomorskie” przenosi mnie w radosny świat obozowych, harcerskich przygód, które nie bardzo są mi bliskie, bo niedoświadczone, ale przyjemne w wyobrażeniu i ciekawe. Każde słowo, mówiące o letniej, radosnej przygodzie dziewcząt na obozie harcerskim od samego początku zawierało jednak w sobie nutkę czegoś niewypowiedzianego, jakby lęku, który /po przeczytaniu wcześniejszych recenzji/ interpretowałam jako zwiastuny nadchodzącej tragedii. Zwiastuny te przejawiały się nie tylko w warstwie słownej spektaklu, ale także niezwykle zręcznie wprowadzały je wszelkie dźwięki, powtórzenia, oddechy, stukoty, najróżniejsze, nieoczywiste gesty, dotknięcia, szelesty...
Gra aktorska z każdą minutą stawała się coraz bardziej sugestywna; postacie wydawały się nie tylko odgrywać role, ale niemal żyć przed nami w pełnej intensywności swoich emocji. Każdy gest i każda wypowiedź były naznaczone czymś niezwykle autentycznym, czymś, co nie pozwalało odwrócić wzroku. Pieśni harcerskie – niby dawne a jednak w nowoczesnych aranżacjach i świetne wokalnie – były proste i jednocześnie wyraziste – stanowiły doskonałe tło tej historii, nadając jej nastrój pełen radości/ nieuchronności/ grozy jednocześnie (!), a ich przejmujące brzmienie potęgowało napięcie. Słysząc te melodie, przeniosłam się do tamtej rzeczywistości, jakby cały obóz stawał się też moją realnością…
Wciągnięta w wir wydarzeń czułam wokół przerażającą, mulistą wodę jeziora Gardno, która wydawała się wyciągać ręce nie tylko ku harcerkom, ale także ku mnie, ku nam, widzom. Przez moment poczułam jej chłód, szarpnięcia rąk, które walczyły o życie. Kiedy kolejne postacie upadały na scenie, drżałam wraz z nimi, jakbym sama była częścią tej opowieści. Gorycz, żal i strach, złość, poczucie niesprawiedliwości przed nieuchronnym wypełniały całą salę...
To było przeżycie głęboko osobiste, choć w sali wypełnionej ludźmi – historia tak mocna i przekonująca, że wywołała łzy. Po zakończeniu spektaklu długo nie mogłam opuścić myśli o tragedii, która wydarzyła się naprawdę. Było coś głęboko poruszającego w tym, jak jej prawdziwość wykraczała poza granice teatru, stając się przestrogą. „Nauczę swoje dzieci pływać” - powtarzałam sobie jak matka, która walczy o młode i zawsze zadba o to, by przetrwały w każdych warunkach.
Historię niezwykle złożoną i wielowymiarową wyczarowało na scenie czworo genialnych i znanych aktorów Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku. Było ich czworo, ale odegrali na scenie role – miałam wrażenie – wszystkich dziewcząt Małej piętnastki, osób zaangażowanych w rozwój historii, ich rodzin, bliskich, mieszkańców obozowej miejscowości. Widziałam ich wszystkich z osobna, każdą z tych osób rozumiałam, każdej współczułam, mimo że każda była inna, o innych pobudkach, inaczej funkcjonująca i oceniająca świat, mająca wobec niego zupełnie inne oczekiwania… Nie oceniałam, nie akceptowałam, nie karciłam.
Spektakl Tomasza Mana oparty jest na okrutnych faktach, ale - nawet gdyby ta tragedia nie miała miejsca w rzeczywistości - siła spektaklu i aktorskie oddanie sprawiły, że jego wpływ na widza byłby równie potężny. W obliczu tak silnego przekazu scenicznego przestaje w pewnym sensie mieć znaczenie, czy świat przedstawiony jest legendą czy prawdą.
Pozostałam oszołomiona. I niezwykle wdzięczna za te emocje.
Tyle ode mnie, na gorąco, na chwilę "po", choć myśli wciąż krążą i krążą – o obozowej rzeczywistości wtedy i dziś, o bezpieczeństwie dzieci, o przygotowaniu opiekunów, o odpowiedzialności, o zaufaniu rodziców; o tym, że w harcerstwie przyjaźnie zawiązują się na całe życie – że tej możliwości dziewczętom Piętnastki nie dano…, że siła teatru jest niezwykła, że wzbogaca, niepokojąc, przestrzega, śmiesząc, że działa jak najlepsza lekcja życia...
Czuję ogromną wdzięczność za to, że taki spektakl zagościł na deskach wałeckiej sceny. Że mogłam go poczuć, nie tylko zobaczyć. Że mogłam zostać na rozmowie z wybitnymi aktorami, którzy dopowiedzieli nam jeszcze kilka ciekawych historii związanych ze spektaklem, że go umiejscowili i wzmocnili jeszcze bardziej, swobodnie już będąc… blisko widza.
Czuję wdzięczność za działania dyrektorki WCK Ewy Janickiej-Olejnik, że dzięki jej staraniom Program Teatr Polska jest obecny w Wałczu, jest dostępny.
Spektakl w Wałczu obejrzało jedynie 80 osób. Wszystkim, którzy nie widzieli Małej piętnastki bardzo polecam spektakl, który wciąż i wciąż cieszy się ogromną popularnością, zdobywając szereg nagród i wyróżnień, i zapraszam do Teatru w Słupsku. Warto.
K. P-B
Program Teatr Polska organizowany jest przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
#teatrpolska #jedziemyzteatrem